Adrenalina

Dużo już pisałem na ten temat, przy okazji ostrej dyskusji w sprawie piractwa i mojego podejścia. Ale teraz chcę zapytać z trochę innej beczki: jak bardzo przeżywacie granie w gry (nie chodzi tylko o Elite: Dangerous)? Bo ja za bardzo, a ostatnio mam z tym naprawdę poważny problem. Nie będę tu opisywał swojej historii, bo nie ma to sensu. Powiem tylko krótko: kiedy tracę kontrolę nad rozróżnieniem, gdzie świat realny, a gdzie gra, czyli wczuwam się na maksa, czuję, jak szybko zaczyna mi bić serce. Za szybko. Nienawidzę tego, kocham space-simy, ale końcówkę Wing Commandera 1 skończyłem prawie w stanie przedzawałowym (albo mi się tak wydawało), a w czasie wykonywania jednej z misji w WC 2 było podobnie, do tego stopnia, że zrobiły mi się zimne ręce. To jest jedna z przyczyn, dla których granie w open jest dla mnie mocno niewskazane. Lekarze machają ręką, wszystkie dotychczasowe badania serca niczego nie wykazują, wiem, że to siedzi w mojej psychice, ale po prostu czuję się jak między młotem, a kowadłem. Czy Wy też potraficie się doprowadzić do takiego stanu?
 
Aż takich jazd to nie mam. Trzęsące się ręce miałem tylko przy moich pierwszych potyczkach pvp w EVE Online. Co to były za emocje!:D Przy grach singlowych, to chyba tylko System Shock 2 wywoływał szybsze bicie serca, ale to raczej przez ciężki klimat. Grałem w to jako nastolatek i zdarzało się, że musiałem robić kilkuminutowe przerwy, po niektórych mocniejszych akcjach. Teraz gry już nie wywołują takich emocji. 90% współczesnych singlówek to nudne flaki z olejem, które przechodzą się same (mały wyjątek to seria Dark Soul, polecam jako terapię, pokonaj strach i więcej dystansu;) ). Multi i ogólnie pvp traktuję jak dobrą zabawę, w końcu to tylko gra. Jest elemnt współzawodnictwa, który lubię i nie dostaję białej gorączki jak ktoś skopie moje cyfrowe cztery litery, był lepszy i tyle. Jak w szachach:D
 
Last edited:
Ja ostatnio czuję zjednoczenie ze statkiem. To jest tak że jak dostatecznie długo używasz jakiegoś pojazdu, czujesz jakby był przedłużeniem Ciebie. Ogólnie serducho zaczyna bić szybciej, zawęża się pole widzenia etc jak dochodzi do combat, ale to normalne. Bez tego byłbyś za wolny. Natomiast tez to zależy jak działa na Ciebie adrenalina, czy sprawia że jesteś szybszy i skuteczniejszy, czy wprawia Cię w osłupienie.
Jeżeli to drugie, to robiąc coś wystarczająco długo można przejść do tego pierwszego stanu i to opanować. Np jak mi skoczy adrenalina to przestaję być celny, natomiast jak już się bardzo skupię i jakoś to opanuję, to zaczynam trafiać w cel. PvP dobrze działa na skaczącą adrenalinę, za 50 razem serducho nie będzie tak walić i będziesz po prostu skuteczniejszy, już bez takiego przejęcia się.
A co do mieszania rzeczywistości z grą. Ta gra daleko wykracza za ramy monitora. Ostatnio na parkingu pod pracą stałem i się zastanawiałem gdzie można było by postawić FDL.
 
Aż takich jazd to nie mam. Trzęsące się ręce miałem tylko przy moich pierwszych potyczkach pvp w EVE Online. Co to były za emocje!:D Przy grach singlowych, to chyba tylko System Shock 2 wywoływał szybsze bicie serca, ale to raczej przez ciężki klimat. Grałem w to jako nastolatek i zdarzało się, że musiałem robić kilkuminutowe przerwy, po niektórych mocniejszych akcjach.

U mnie było dokładnie odwrotnie... jako nastolatek mogłem tłuc w X-Winga i Wing Commandera bez jakiegokolwiek przejmowania się.

Teraz gry już nie wywołują takich emocji. 90% współczesnych singlówek to nudne flaki z olejem, które przechodzą się same

I dlatego nie grywam we współczesne produkcje.

Jeżeli to drugie, to robiąc coś wystarczająco długo można przejść do tego pierwszego stanu i to opanować. Np jak mi skoczy adrenalina to przestaję być celny, natomiast jak już się bardzo skupię i jakoś to opanuję, to zaczynam trafiać w cel.

Tak, mam dokładnie to samo... problem w skupieniu.

PvP dobrze działa na skaczącą adrenalinę, za 50 razem serducho nie będzie tak walić i będziesz po prostu skuteczniejszy, już bez takiego przejęcia się.

Brzmi interesująco... co prawda, ja nie mam żadnych szans w PvP, przynajmniej na razie...

A co do mieszania rzeczywistości z grą. Ta gra daleko wykracza za ramy monitora. Ostatnio na parkingu pod pracą stałem i się zastanawiałem gdzie można było by postawić FDL.

Tu to mnie już rozwaliłeś całkowicie. Dawno się tak nie śmiałem :D

Czyli co Panowie? klin klinem? Ja się po prostu boję, czy mi serce wytrzyma, bo takie jazdy, jakie mam przy Wing Commanderze 2 to już naprawdę przegięcie. Z E: D też tak jest, gdy próbuję utłuc cholernego Axmana w misji treningowej.
 
Last edited:
Ojojoj widzę tutaj całkiem poważny temat do przepracowania i w cale nie chodzi o gry a o .... emocje i ich przyczynę.

W skrócie człowiek ma dwie natury racjonalną albo emocjonalną. Gdy styka się z zagrożeniem i postępuje racjonalnie to ocenia sytuację, ryzyka na koniec wybiera jeden z kilku przygotowanych wcześniej planów i podejmuje działanie. Jeśli górę biorą emocje to jest chaos w głowie i działaniu.

Pytanie czy masz plan na walkę, czy na pewno znasz mocne i słabe strony swojego statku, mocne i słabe strony przeciwnika, czy znasz uzbrojenie itd.

Być może chodzi o kontrolowanie sytuacji. Ludzie grają w gry z różnych powodów jedni dla rozrywki, drudzy dla możliwości konkurowania z innym, z "nudów" a jeszcze inni dlatego że świat wirtualny siłą rzeczy musi być uproszczony, zmatematyzowany, zalgorytmizowany a więc poznając te algorytmy można całkowicie kontrolować sytuację. Gdy okaże się że nasza wiedza była nie pełna rodzi się poczucie braku kontroli. Wtedy rozum oddaje pola emocjom.

Co gorsze kiedy rządzą emocje, sprzęgają zwrotnie kilka procesów - chcą nauczyć twój mózg że to co robiłeś było be. Następnym razem będzie trudniej oddać kontrolę rozumowi bo pojawią się dodatkowe heurystyki w percepcji sytuacji związane z typowo emocjonalnym podejściem do walki "znowu się nie uda", "znowu zaraz zginę"....

Jest jeszcze coś ciekawego są i tacy którzy zbyt bardzo identyfikują się ze światem gry. Z różnych powodów najważniejszy wcale nie brzmi "jestem nerdem to sobie pogram" ale wiąże się z czasem "inwestowanym" w granie a to rodzi zbyt duże przywiązanie do statków, kredytów itd. i strach przed utratą co wiąże się też z próbą kontrolowania sytuacji.

W żadnym wypadku nie stosuj zasady klin klinem. Jeśli walka sprawia taką trudność to więcej walki sprawi jeszcze więcej trudności. Jeśli komuś pomogło takie ciągłe powtarzanie porażek i bólu to dlatego że chociażby podświadomie zaczął dostrzegać jakiś algorytm. Tyle że nie ma gwarancji że nie potrzebujesz nie 50 a 1000 powtórzeń. Moja rada cofnij się do misji z nauką latania pokręć jakieś figury wokół kamyków, przejdź do beczek ale nie po to aby je zestrzelić ale też polatać wokół nich i dopiero później je rozwal, kolejna misja jest chyba jakąś bojową też się pobaw w taki sposób. Tego axmana (? nie przeszedłem misji treningowych nie wiem o której piszesz) nie próbuj rozwalić ale daj sobie zadanie, ile beczek zrobię wywijaj jakieś piruety wokół niego. Wszystko ze świadomością że robisz tą misję aby zginąć. Na koniec kiedy będziesz dobry w wirtualnym umieraniu, chęć wirtualnego zabijania przyjdzie sama.

Pozdrawiam

P.S. Nikogo nie oceniam po prostu sam problem wydaje mi się fascynujący. W mojej rzeczywistości zarobkowej połowę czasu zajmuje unikanie dokładnie tych samych pułapek tzn. kontrolowania emocji i nie oddawania im pola.
 
Last edited:
System Shock 2 sprawiał że profilaktycznie zakładałem brązowe gacie ;)
W Counter Strike'u mięcho leciało równo po każdej kulce złapanej na czółko :D
Kilka innych tytułów doprowadzało mnie do frustracji i białej gorączki kiedy jeden etap trzeba było powtarzać po kilkanaście razy...
Teraz praktycznie gram na luzie, jedynie czasem mocniej naciskam klawisze i chyba nigdy się nie nauczę że to nie spowoduje szybszego/głębszego skrętu ;)

Za to mój ojciec, który w gry wkręcił się od WoT'a 0.7.6, to zupełnie inna bajka. Stoicki spokój na co dzień ale jak odpali WoT'a to mięcho leci równo, gra całym ciałem, żeby nie to że w biurku nie ma kółek to by pewnie nim jeździł po całym pokoju ;)

Teraz, tak jak k0v4L wspomniał, współczesne produkcje w 99% przypadków są śliczne i puste zarazem o braku skomplikowania już nawet nie wspominam. No ale skoro EA zakłada że gry są nadal jeszcze za trudne i dążą do jeszcze łatwiejszej rozgrywki to za jakiś czas rzucanie kamieniami do dołka będzie super zabawą dostarczającą sporo emocji... Inna sprawa że dopiero teraz zaczynam dostrzegać że gry szkodzą, są tak denne i łatwe że upośledzają procesy myślowe bo nie wymagają praktycznie myślenia. Nie wymagają też precyzji bo wszystko załatwia autoaim lub kod sieciowy który dzięki kompensacji i predykcji zakłada że trafiłeś.
Kiedyś gry często uczyły nieszablonowego myślenia i wychodzenia poza schematy, rozwijały refleks i pamięć mięśniową. W sumie to od żadnej gry nie wyrobił mi się tak refleks i precyzja jak od CS'a ;)

Zresztą uważam że gry które nie dostarczają jakiegoś ładunku emocjonalnego czy też nie wywołują imersji nie są warte uwagi, takie gry szybko odstawiam na bok.
Niestety dla mojego zdrowia i żeby sobie nie obrzydzić ED także musiałem ją odstawić na jakiś czas bo doszło u mnie do "znieczulenia". Za jakiś czas z powrotem wrócę w przestrzeń i przez jakiś czas będę się świetnie bawił do kolejnego przesycenia i odstawki.
W sumie to jak z brombraniem na sucho i bez całowania... Niby frajda powinna być bo główna czynność jest zachowana ale mimo to nic fajnego w tym nie ma bo brakuje otoczki lub jesteśmy znieczuleni. Trzeba sobie po prostu zrobić przerwę żeby nie robić sobie kuku i do końca nie obrzydzić tego co nie tak dawno dawało nam mega frajdę ;)
 
Nie zwycięstwo uczy, a porażka ;)

W każdym razie, nie chodzi o powtarzanie porażek. Ja miałem tak że mi w PvP bardzo skakała adrenalina, czułem napięcie. Oswoiłem się z tym tak, że zacząłem szukać dymu po systemach, wyciągałem statki, strzelałem, walczyłem, uciekałem. I mocniejsze i równorzędne i słabsze, co się napatoczyło, tylko że jak już zaczepiałem przelatujących ludzi, to nie rozwalałem ich do końca, zdejmowałem shieldy i troche kadłuba i dziękowałem za sparing.
Teraz jak coś mnie ciągnie, też mam skok adrenaliny, ale już nie taki ogłupiający, wiem co robić, mam swoje scenariusze, zacząłem trafiać w cel. Po prostu konfrontacja w PvP stała się bardziej chlebem powszednim.
W tym wszystkim przeraża wizja porażki. Trzeba sie z tym oswoić. Porażki będą, ale co z tego? To tylko gra, siedzi się w domu, nic się nie dzieje, zawsze można w grze zwiać, a jak nie, to się wykupi statek i tyle. Wstydu też nie ma, każdego ktoś kiedyś rozwalił, to normalne, każdy ma lepszy czy gorszy dzień. Ostatnio grałem z córką na kolanach i mnie gość w Vulture złoił, olałem przeciwnika, musiałem się zwijać, i sie to tak skonczylo - na youtube :D I co - i nic, żaden wstyd, jeszcze nie raz tam trafię. Inaczej niż walcząc, nie da się nauczyć w grze walczyć, i trzeba to robić z graczami, można ćwiczyć z kolegami.
 
Last edited:
Top Bottom