Dużo już pisałem na ten temat, przy okazji ostrej dyskusji w sprawie piractwa i mojego podejścia. Ale teraz chcę zapytać z trochę innej beczki: jak bardzo przeżywacie granie w gry (nie chodzi tylko o Elite: Dangerous)? Bo ja za bardzo, a ostatnio mam z tym naprawdę poważny problem. Nie będę tu opisywał swojej historii, bo nie ma to sensu. Powiem tylko krótko: kiedy tracę kontrolę nad rozróżnieniem, gdzie świat realny, a gdzie gra, czyli wczuwam się na maksa, czuję, jak szybko zaczyna mi bić serce. Za szybko. Nienawidzę tego, kocham space-simy, ale końcówkę Wing Commandera 1 skończyłem prawie w stanie przedzawałowym (albo mi się tak wydawało), a w czasie wykonywania jednej z misji w WC 2 było podobnie, do tego stopnia, że zrobiły mi się zimne ręce. To jest jedna z przyczyn, dla których granie w open jest dla mnie mocno niewskazane. Lekarze machają ręką, wszystkie dotychczasowe badania serca niczego nie wykazują, wiem, że to siedzi w mojej psychice, ale po prostu czuję się jak między młotem, a kowadłem. Czy Wy też potraficie się doprowadzić do takiego stanu?